Gokardy dla niektórych to już właściwi Formuła 1, czyli sport dla bardzo wąskiego i elitarnego grona ludzi, do którego wstępu nie mają zwykli zjadacze chleba. Oczywiście, to nieprawda. Gokard bowiem to nic innego jak niewielki pojazd mechaniczny ze stosunkowo słabym silnikiem, który z powodzeniem może być kierowany przez osobę z prawo jazdy kategorii B. Trudno tu zatem mówić o jakiejś szczególnej „elitarności” czy konieczności posiadania nadzwyczajnych umiejętności kierowania „dwuśladami”.

Wrocław może pochwalić się kilkoma torami kartingowymi, ale chyba najlepszym z nich jest otwarty w dwa tysiące dwunastym roku Wrocław Racing Center przy ulicy Buforowej. Ta hala licząca ponad cztery tysiące metrów kwadratowych posiada tor o długości ponad sześciuset metrów z kilkunastoma ostrymi zakrętami i piętnastu „gotowymi na każde nasze skinięcie” maszynami. Przy tym dostępne są dodatkowe atrakcje, jeśli ktoś naprawdę nie ma ochoty siadać za kółkiem, jak bilard czy rzutki. Nic zatem tylko rezerwować miejsce ze znajomymi i się pysznie bawić podczas zawodów, kto szybciej pokona daną ilość okrążeń.

Sądząc po trudnościach z rezerwacją toru tu, jak i w innych tego typu przybytkach w mieście, Wrocławianie powoli zaczynają się przekonywać do tego sposobu spędzania wolnego czasu. Chociaż trzeba przyznać, że statystykę zawyżają dość mocno agencje eventowe, organizujące wyprawy na tory kartingowe dla „przyjezdnych”, których konferencja czy sympozjum właśnie ma jednodniową przerwę, a którzy wszakże muszą mieć jakoś zagospodarowany czas wolny.

Można chyba już powiedzieć o wypadzie na gokardy, iż to stały element na konferencyjnej mapie Wrocławia. Zresztą nic w tym dziwnego, bo to wspaniały sposób na urozmaicenie monotonii kolejno następujących po sobie paneli i dyskusji, mocny zastrzyk adrenaliny i sposób na zintegrowanie grupy zazwyczaj obcych sobie ludzi.Oczywiście, nie jest tak, że wszystkie konferencje,które odbywają się w stolicy Dolnego Śląska, kończą się na torze kartingowym, ale skoro zaczyna na nich (torach) brakować miejsc i nie jest to tylko i wyłącznie wina spokojnych Wrocławian, to coś musi być na rzeczy.